poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 7: 'New Experiences'

*Juliet pov*
- Siema stary! - ktoś wszedł do pomieszczenia, a my z Justinem odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
- Kurwa - syknął Justin idąc w stronę, jakichś drzwi, nie zwracając uwagi na przybyłego gościa, którym okazał się nie kto inny jak David.
- Julie - wyciągnął w moją stronę ramiona, chcąc mnie przytulić. Podeszłam więc do 
Davida i mocno go przytuliłam.
- Jak tam? - spytał prowadząc mnie do jakiegoś pomieszczenia.
- Co to za dom? - spytałam nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości
- Dom Justina - wyjaśnił
- To nie mieszka już z mamą? - zdziwiłam się
- Ma zamiar przeprowadzić się tutaj w najbliższym czasie - odparł Williams - góra jest jeszcze w remoncie
Weszliśmy do przestronnej kuchni, urządzonej w nowoczesny sposób. Brązowo-białe blaty bardzo ładnie komponowały się z biało-czarnymi panelami. Na środku stała wyspa, przy której ustawione były brązowe krzesła. 
- Kurde - przypomniałam sobie o tym, że za chwilę powinnam być w domu. Była godzina 15:30 a Susan wraca z pracy chwilę po 16.
- Możesz zawołać Justina - poprosiłam Davida, który właśnie otwierał sobie piwo.
- Jasne - przytaknął i wyszedł z kuchni, na poszukiwania Biebera.
Zastanawiałam się dlaczego Justin chce wyprowadzić się z domu swojej matki. Może chce bardziej się usamodzielnić, a może ma inne,swoje, powody, o których woli nie mówić?
- Stało się coś? - brązowooki wszedł do pomieszczenia. 
- Możesz odwieść mnie do domu, bo zaraz wróci Susan, a ja już powinnam być w domu, bo mam szlaban - wyjaśniłam
- Jasne, chodź - chwycił mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz.
Trzymając jego dłoń czułam się inaczej. Tak bardziej przepełniona, jakimś nieznanym mi uczuciem, które dawało cholernego kopa.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Muszę ci coś powiedzieć - oznajmił chłopak
- Tak? - 
- Muszę wyjechać na parę dni - 
Musi.. CO?
- Jak to wyjechać? Kiedy? Gdzie? Na jak długo? - zaczęłam zasypywać go pytaniami.
Nie chciałam żeby wyjeżdżał,,,
- Spokojnie, Juliet - zaśmiał się cicho - pojutrze, jak już oficjalnie wyprowadzę się z domu.
- Na jak długo? - spytałam czując wielką gulę w gardle
- Tydzień, może dłużej - odparł
- Gdzie? -
- Do Londynu -
- Po co? -
- Nie mogę ci powiedzieć-
- Justin -
- To dla twojego dobra, skarbie - mruknął - chciałbym ci powiedzieć ale nie mogę -
Tak po prostu mówi mi, że wyjeżdża.. Nie ma między nami nic poza jakąś cholerną znajomością, której nie rozumiem, ale nie chcę żeby stąd wyjeżdżał i mnie zostawiał.
Co z tego, że to tylko tydzień.
Jedzie do mojego kochanego miasta, do Londynu i nie może powiedzieć mi dlaczego.
No, ja pierdolę.
Podczas dalszej jazdy nie odzywaliśmy się do siebie. Nie była to krępująca cisz. To była raczej taki rodzaj milczenia, kiedy jedna osoba, pozwala drugiej, w spokoju, przemyśleć, jakieś rzeczy.
Tak właśnie, Justin dał mi do przemyślenia swój nagły wyjazd do Londynu.
Wreszcie zatrzymaliśmy się przed moim tymczasowym domem. Susan jeszcze nie było, ponieważ na podjeździe nie było jej cadillaca.
Wysiadłam z auta i oparłam się o drzwi. Dokonale wiedziałam, że Justin zaraz pojawi się na przeciwko mnie. I tak się stało.
- Julie... Ja naprawdę muszę wyjechać - objął mnie w pasie, delikatnie przyciągając do siebie - i nie chcę cię tutaj zostawiac chociażby na ten pieprzony tydzień, ale muszę. -
- Czemu nie możesz mi powiedzieć? - podniosłam wzrok wprost w jego brązowe tęczówki, które intensywnie się we mnie wpatrywały.
- To są bardzo skomplikowane sprawy - mruknął
- Coś gorszego niż nielegalne wyścigi samochodowe, prawda? -
- Tak, Julie - przyznał niechętnie - ale nie chcę żebyś odsunęła się ode mnie, kiedy z każdą chwilą będziesz poznawać coraz to gorsze części mojego życia -
- Nie odsunę się od ciebie, Justin - pociągnęłam nosem - nie potrafiłabym, nie teraz kiedy... -
- Kiedy co? -
- Nieważne - westchnęłam
Sama nie wiem o co dokładnie i chodzi. Będąc przy nim całe moje życie stawało się inne. Bardziej kolorowe, przepełnione czymś nowym. Nowymi doznaniami i uczuciami.
Chcę żeby był przy mnie i zajmował każdą możliwą cząstkę mojego życia.
Wiem, że decydując się na zawieranie jakichkolwiek relacji z Justinem, bardzo dużo ryzykuję.
Jego życie nie jest usłane jakimiś różami. Wiem, że nie kupiłby mi kwiatów, ani nie zabrałby mnie ze sobą, żebyśmy oglądali romantyczny zachód słońca. Jest wiele rzeczy, których nie mógłby mi dać.
Ale wiem, że jest też dobrym człowiekiem. Mimo tego, jakie jest jego życie, Justin ma dobre serce. 
- Co się dzieje? - dopytywał
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami - boję się - 
- Czego? -
- Wszystkiego co jest związane z tobą - spuściłam wzrok
- Julie - podniósł moją brodę do góry, tak abym na niego spojrzała.
- Co? - 
-  Nie pozwolę, żeby moje życie zrujnowało twoje - powiedział dobitnie rozumiesz? Nie pozwolę na to -
Spojrzałam na niego. Miał rozczochrane włosy, w których błąkały się płatki śniegu. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął padać śnieg.
Brązowe oczy Justina wpatrywały się we mnie emanując spokojem i obietnicą. Obietnicą, że zawsze będzie tutaj, obok mnie. Że będę mogła na niego liczyć w każdej sytuacji, że mi pomoże.
A jego usta...Lekko rozchylone wargi, aż zachęcały, aby je pocałować. 
Chcesz tego Juliet.
Wpatrywaliśmy się w siebie, jakby rozważając czy zrobić to czy nie.
Przysunęłam się bliżej niego, a Bieber widząc moje przyzwolenie, gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze wargi w długim pocałunku.
To nie był taki pocałunek, jakie do tej pory przeżyłam.
Ten był inny. Przepełniony bólem, obietnicą i co najważniejsze uczuciem.
Uczuciem, którego oboje nie znamy.
Uczuciem, którego oboje się boimy.
Zaangażowanie i oddanie się jest potwornie ryzykowne.
Czasami jednak wart spróbować.
Wreszcie kiedy oderwaliśmy się od siebie, oboje lekko dyszeliśmy. Justin oparł swoje czoło o moje i jeszcze raz musnął moje usta, szeroko się uśmiechając.
- Leć do domu, bo twoja ciotka zaraz wróci - lekko klepnął mnie w tyłek
- Juuuustin - jęknęłam niechętnie
- Wpadnę do ciebie wieczorem - powiedział tylko i całując moje czoło wsiadł do samochodu. Kiedy jego samochód zniknął z pola widzenia, weszłam do pustego domu.
Sam widocznie była jeszcze w szkole, albo gdzieś poszła. Megan wraca wieczorem, a Susan zaraz będzie.
Rozebrałam się i zrobiłam sobie cieple kakao.
Nie mogłam przestać myśleć o jego ustach, jego oczach, jego... jego wszystkim. O całym Justinie.
Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje i co się teraz stanie, ale zaczynam dostrzegać pozytywne strony mojego przyjazdu do Stratford.
Kiedy Susan weszła do domu, przyjrzała mi się podejrzliwie.
- Jesteś w domu? - zdziwiła się
- A nie widać? - uśmiechnęłam się wkładając pusty kubek do zmywarki.
- Gdzie Samantha? - spytała nalewając sobie wody do szklanki
- Nie wiem, chyba w szkole jeszcze - wzruszyłam ramionami nie mając zielonego pojęcia gdzie jest moja siostra.
- Skończyła lekcje godzinę przed tobą - powiedziała wyciągając telefon i zapewne dzwoniąc do Sam. Jednak w tej samej chwili do domu weszła zdyszana Samantha. Pewnie biegła, żeby zdążyć przed ciotką, ale niestety nie udało się jej to.
- Gdzie byłaś? - spytała Susan odkładając telefon i patrząc na nią ze złością
- W szkole - prychnęła ściągając buty i kurtkę.
- Skończyłaś lekcje dwie godziny temu - zauważyła
- Chciałam pouczyć się z koleżanką do sprawdzianu, w bibliotece -
Wiedziałam, że kłamała. Za dobrze ją znam. Pewnie była gdzieś ze swoimi znajomymi, czyli ze znajomymi Justina, z którymi on spędzał ostatnio bardzo mało czasu.
Ciotka jednak najwidoczniej uwierzyła Sam, bo nie drążyła tematu, tylko kazała nam zamówić sobie pizzę na kolację, bo ona musi zaraz wyjść. Miała jakiegoś ważnego klienta, dla którego projektowała ubrania. 
- Ale nie ma żadnego wychodzenia - zastrzegła - Megan będzie późno wieczorem -
Kiedy wreszcie sobie poszła, poleciałam do góry, mając zamiar pogadać na skypie z Tessą.
Zalogowałam się na swoje konto i połączyłam się z przyjaciółką.
- JULIE! - krzyknęła uradowana blondynka 
- Hej Tess - uśmiechnęłam się szeroko na widok przyjaciółki
- Opowiadaj co u ciebie - 
- Poznałam kogoś - przyznałam. czując jak na policzki wychodzą mi rumieńce.
- O MÓJ BOŻE - kolejny raz się wydarła - JULIET MARGARET COLLINS TY SIĘ RUMIENISZ
-Thereso Elizabeth Parker  przymknij mordę bo przysięgam, że pół Londynu cię słyszało debilko - parsknęłam śmiechem widząc jej minę, która była nie do opisania.
- Opowiadaj Julie... Kto to? Jak ma na imię? Ile ma lat? Całowaliście się już? Czy poszliście na całość? - zasypała mnie masą pytań. Czasami nie mogłam ogarnąć jej potoku słów.
- Uspokój się padalcu - mruknęłam - ma na imię Justin, ma 19 lat, i całowaliśmy się jakieś dwie godziny temu - uśmiechnęłam się na wspomnienie jego ust na moich.
'Your lips on my lips'*
- Czyżby Julie się zakochała? - 
- Dałna masz idiotko - 
Czy ja się zakochałam?
Może to trochę za wcześnie, aby mówić o zakochaniu?
A może jednak nie?
CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE? 
*******
*'Your lips on my lips' - teks piosenki Justina 'Mistletoe', nie mogłam się powstrzymać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj! To naprawdę motywuje xx