sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 5: 'Like Troy and Gabriela'

*Juliet pov*
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Nie miałam sił, aby otworzyć oczy.
Jak to mówią... kac morderca nie ma serca.
W końcu, z wielkim trudem, otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.
Ale... Chwila, chwila... To nie było moje łóżko, ani mój pokój...
Spojrzałam na siebie.
Ani moje ubrania.
Miałam na sobie jakąś rozciągniętą, męską koszulkę.
Próbowałam zignorować ból głowy, podniosłam się na łokciach.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Ciemnofioletowe ściany kontrastujące z jasnym, kremowymi meblami.
Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
Przestraszona, skuliłam się w kłębek, gotowa do krzyku.
Co jeśli to jakiś morderca albo pedofil?
- Wiem, że nie śpisz - męski głos..
Ejejej, ja znam ten głos.
Powoli, żeby ból głowy nie był tak dokuczliwy, odwróciłam się i kogo zobaczyłam? 
Justina Biebera we własnej osobie.
Nie bardzo pamiętałam wczorajszą imprezę u Davida... Mam tylko jakieś przebłyski co się działo...
Tańczyłam z Justinem, to wiem na pewno. A co dalej?
- Cześć śpiąca królewno - uśmiechnął się delikatnie
CZY TEN FACET NIE MA KACA CZY MA GŁOWĘ ZE STALI?
- Sam jesteś śpiąca królewna - prychnęłam, nie mając na nic siły...
Moja głowa...
- Weź tabletki - Bieber jakby czytał mi w myślach, podał mi tabletki i wodę.
-Skąd mam wiedzieć, że to nie są narkotyki? - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie
- Jaki miałbym mieć cel w podawaniu ci narkotyków? - zakpił - jakbym chciał to dałbym ci wczoraj THC i po sprawie
- Zabawny jesteś - mruknęłam biorąc od niego tabletki
Szybko je połknęłam i opadłam z powrotem na poduszki.
CO JA POWIEM SABINE?
- Co ja powiem mojej ciotce? - niech on coś wymyśli
- Wiesz... - uśmiechnął się szelmowsko - mogłaś zostać uprowadzona przeze mnie, albo jakąś grupę pedofili, a pierwsze o co pytasz to co powiesz ciotce?-
W sumie racja... Może wcale nie jestem w domu Justina, tak jak myślałam, tylko to jakiś pokój za miastem, w upiornym hotelu.
I może Bieber wcale nie jest miłym chłopcem, tylko jakimś pieprzonym pedofilem, mordercą albo złodziejem.
CHOLERA JASNA.
Szybko podniosłam się na nogi.
Ból głowy powoli mijał, lecz wciąż był odczuwalny.
Stanęłam wyprostowana, próbując jakoś zasłonić swoje nogi, ponieważ koszulka (Justina albo jakiegoś jego pedofila-wspólnika), sięgała mi zaledwie do połowy ud.
- Spokojnie, Juls - chłopak zaśmiał się i podszedł bliżej mnie - jesteś u mnie w domu i nie jestem pedofilem ani nic w tym stylu -
UFFFFFFFF...
Nie żebym myślała inaczej...
Ja tylko się zgrywałam...
TAK, WŁAŚNIE TAK.
- Jak ja tutaj trafiłam? -
- Jak znalazłem cię u Davida byłaś już zalana, a potem tylko tańczyliśmy i tak dalej - odpowiedział przyglądając się mi uważnie
- POTEM CO? - krzyknęłam i od razu tego pożałowałam.
Ałć.
Ale przecież ja, nie... Ja nie mogłam z Justinem..
Nie.
Nie.
Nie.
Z tym kurewsko irytującym, wkurzającym, wiecznie gadającym od rzeczy kretynem, który jest też nieziemsko przystojny i...
Dobra Juliet, stul pysk.
Nic z tych rzeczy, wyluzuj - wzruszył ramionami
- Ugh... - 
- Twoje ciuchy są tam - wskazał na stertę ubrań, starannie złożonych na fotelu.
- Dzięki - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Luz... Drzwi po lewej to łazienka. Ogarnij sie i zejdź na dół na śniadanie-
- Mieszkasz tu sam? - zdziwiłam się
-Nie - zaśmiał się - z mamą, bratem i siostrą -
- I gdzie oni są? -
- Coś ty taka podejrzliwa? - skierował się do drzwi
- Może ich trzymasz w piwnicy -
- Juliet - jęknął - masz zbyt bujną wyobraźnię -
- Oczywiście - niech sobie gada co chce. Po nim można się wszystkiego spodziewać.
-  Mama jest w pracy a Jaxon i Jazmyn u babci jak co weekend - oznajmił i kręcąc głową z rozbawienia, wyszedł z pokoju.
Westchnęłam i udałam się do łazienki, biorąc po drodze moje ubrania.
Ktoś staranie je wyprał (wszystkie!!) i wyprasował.
Ból głowy już prawie minął więc w bojowym nastroju weszłam pod prysznic.
Czując na swoim ciele ciepłą wodę uspokoiłam się trochę.
Tak jakby ta woda zmywała ze mnie wszystko co jest mi niepotrzebne.
Wzięłam pierwszy lepszy płyn pod prysznic i umyłam się dokładnie.
Kiedy już opatulona w ręcznik, suszyłam włosy, ktoś (raczej wiadomo kto) zapukał do drzwi.
- Collins - Justin bombardował biedne, drewniane drzwi - utopiłaś się tam czy co?-
- Daj mi wysuszyć włosy, dupku - odkrzyknęłam nie słuchając tego co dalej biadolił.
Kiedy wreszcie założyłam swoją czarną sukienkę i związałam włosy w lekkiego kucyka, udałam się do kuchni, gdzie Justin stał do mnie tyłem.
Miał na sobie nisko opuszczone szare dresy i białą koszulkę, która uwydatniała jego boskie mięśnie.
DLACZEGO DO CHOLERY PATRZYSZ SIĘ A JEGO MIĘŚNIE? wydarł się głos w mojej głowie.
- Julie, wiem, że się na mnie gapisz - odezwał się z rozbawieniem w głosie 
- Wcale nie na ciebie - prychnęłam, opierając się o blat.
- To na co? - podszedł do mnie i położył swoje ręce na blacie bo obu moich stronach.
- Na.. Hmmm.. No.. Naa.. - próbowałam wymyślić jakąś sensowną odpowiedź
- Wiem, że jestem cudowny - szepnął wprost do mojego ucha.
Poczułam ciarki na całym ciele... Ale nie te złe, raczej te przyjemne.
- Chciałbyś - odepchnęłam go od siebie - Odwieź mnie do domu - zarządziłam biorąc od niego kanapkę.
- Może tak 'proszę'? - zasugerował sugestywnie.
- Proszę - powiedziałam od niechcenia.
- Co za entuzjazm - zakpił
- Tonie ty Bieber dostaniesz zaraz szlaban do końca swojego życia - jęknęłam.
Próbowałam jakoś mentalnie przygotować się na rozmowę z Sabine.
Ale jak mam jej wytłumaczyć, że po imprezie, nie wróciłam do domu?
Mogłabym powiedzieć, że nocowałam u koleżanki, ale jedyną dziewczyną z jaką mam jakiekolwiek dobre relacje, jest Lilly, której nie było tam i wątpię w to, aby chciała mnie kryć.
Co do znajomości w Stratford... To Samantha tym razem 'błyszczy' w szkole. Zaczęła zadawać się ze znajomymi Justina, czyli tej 'super paczki'. Trzyma się z dwiema bliźniaczkami- Riley i Ashley, które są chodzącymi,jakby to powiedziedzieć... 
Są jak Sharpey z High School Musical. Z ogromnym ego, kasą i popularnością.
A ja jestem jak Gabriela. Nowa dziewczyna w szkole, z którą rozmawia Troy, na którego lei\ci Sharpey.
Oczywiście Troyem tutaj jest Justin.
Szkoda tylko, że nie uczę się tak dobrze jak Gabriela. Moje oceny nie są najgorsze, ale mogłyby byc lepsze.
A co do High School Musical, to może niekoniecznie między Gabrielą i Troyem, musi coś być.
Dobra... Koniec.
- To jedziemy? - Justin- Troy, zmaterializował się obok mnie, wymachując mi przed twarzą, kluczykami do samochodu.
Ale w sumie to ja jestem ładniejsza od Gabrieli...
Tak, jednak zostało mi coś z tego pustaka z Londynu.
Ale nie jestem tą samą Juliet Collins, którą byłam miesiąc temu, w Londynie.
Teraz nie jestem chamską księżniczką szkoły, tylko jakąś dziewczyną z boku, która nie ma najfajniejszego chłopaka i przyjaciół.
Ale kasę mam nadal, i nadal mam zamiar ją wydawać.
Taa, wiem, że jestem materialistką.
ALE PEWNE RZECZY SIĘ NIE ZMIENIAJĄ jak mówił Gregorio z Violetty.
Zastanawiam się tylko co ja za seriale oglądam.
Może Violett nie oglądam, ale moja kuzynka miała obsesję na jej punkcie i musiałam oglądać z nią cały pierwszy sezon więc jestem zorientowana w akcji.
AL za to uwielbiałam High School Musical.
Teraz kocham Glee, Fucking it, Catfish, Buffy i Plotkarę.
Typowa nastolatka.
- Halo Collins, tu ziemia - siedziałam w samochodzie Justina, który coś do mnie mówił.
Tylko, że ja jak zwykle go nie słuchałam.
- CO? - burknęłam
- Pytałem ci się czy wszystko w porządku? -
- Jasne, jest okej - przytaknęłam
Bo chyba jest okej?
- Jesteśmy prawie pod twoim domem - zagaił
Po jakichś 3 minutach zatrzymaliśmy się na podjeździe przed domem ciotki Susan.
- To... - nie wiedziałam co powiedzieć - do zobaczenia w poniedziałek i dzięki za wszystko - powiedziałam niepewnie
- Spoko - Bieber pochylił się i musnął wargami mój rozgrzany policzek - do jutra
Lekko zarumieniona przekroczyłam próg domu i od razu zostałam zaatakowana przez Susan.
- Gdzie ty byłaś, dziecko? Wiesz jak się martwiłam? Mogłaś chociaż zadzwonić i powiedzieć gdzie jesteś i co se dzieje - zaczęła swój wykład/
- Przepraszam Susan, wczoraj do późna byłam na tej imprezie i nie zorientowałam się kiedy padłam ze zmęczenia - starałam się wymyślić coś bardziej wiarygodnego ale nie wychodziło mi to za dobrze.
- Albo upojenia - warknęła - masz szlaban na jakiekolwiek imprezy i po szkole masz wracać do domu, do odwołania - 
- Ale... - chciałam zaprotestować
- Karty kredytowe wszystkie masz mi oddać - kontynuowała 
- To nie.. -
-Lepiej bądź cicho i idź na górę o zabiorę ci jeszcze telefon i laptopa - 
Zajebiście, po prostu zajebiście.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 4: 'Birthday'

*Justin pov*
- Sto lat stary
- Wszystkiego najlepszego
- Stówka
-Najlepszego ziomek
Od dwóch godzin słyszę tylko życzenia urodzinowe. Nie to, że nie jestem Davidowi wdzięczny za tę imprezę, bo jestem. Ale wolałbym nie mieć żadnej imprezy z ludźmi, którzy nie przyszli tutaj dla mnie, tylko żeby się najebać, wolałbym spędzić moje 19 urodziny z mamą.
Może to teraz brzmi jakbym był jakimś pieprzonym maminsynkiem, ale chciałbym żeby ona chociaż pamiętała.
Czy to tak wiele?
W domu Davida w tej chwili są chyba wszyscy uczniowie z naszej szkoły. No może poza kujonami bo ich pewnie nie zaprosił. No i nie widzę nigdzie Juliet Collins. 
Powiedziała Davidowi, że przyjdzie. A może jest tylko jej nie widziałem? W sumie trudno wypatrzyć jedną osobę w około dwustuosobowym tłumie.
Taa.. Nie żartuję. Williams ma ogromną chatę z ogromnym basenem i rodzicami z ogromny ego i ogromem hajsu.
Akurat tak się złożyło, że jego starzy musieli wyjechać a on sam nie marnował czasu i zorganizował tę imprezę.
- Justin, czas na tort - uśmiechnięty i zjarany David zmaterializował się u mojego boku.
Serio? Kto w tym wieku bawi się w torty?
-  Co ty brałeś? - zmarszczyłem brwi. Sam wypiłem tylko dwa piwa i spaliłem jednego skręta.
- Troochę tego było - kiedy mówił oczywiście musiał mnie opluć
Kretyn.
- JUSTIN NIE CHCE ZOBACZYĆ TORTU - krzyknął ktoś na cały glos, a kilka osób w pobliżu zaczęło nawoływać:
- Justin, Justin, Justin! -
Chcąc, nie chcąc musiałem, chociażby dla świętego spokoju, zobaczyć ten tort.
Poszedłem za moim kumplem, który śmiał się niewiadomo z czego.
Zatrzymaliśmy się obok stolika, na którym stał duży, różowy tort.
- Serio? Różowy? - prychnąłem.
Jednak nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, ponieważ moja twarz wylądowała w tym torcie.
Zabawny jesteś, David.
Kiedy wszyscy znosili się śmiechem, podniosłem głowę i sam nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- Odpłacę ci się, Williams - zaśmiałem się
- Teeż cie kocham, Bieber - posłał mi całuska.
Boże, co za debil.
Upaprany ciastem skierowałem się w stronę łazienek. Co chwilę ktoś poklepywał mnie i kolejny raz składał życzenia. Kiedy wreszcie przedarłem się przez tłum ludzi, jak zwykle, musiałem na kogoś wpaść.
- Sorry - mruknąłem chcąc iść dalej
- Luzik - dziewczyna posłała mi promienny uśmiech.
Zaraz, zaraz... To siostra Juliet.
- Justin? - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia - co ci się stało?
- Wpadłem w tort - uśmiechnąłem się
- Szkoda tortu - pokazała mi język
- Jest z tobą Juliet? - spytałem
- Taa... Siedzi gdzieś z Ethanem - wzruszyła ramionami. 
- Kurwa - warknałem
Dlaczego Ethan pierdolony Wright musi się wszędzie wpierdalać? Okej, miał pomóc, ale nie musi wszędzie łazić z Collins.
Chociaż jest jedna rzecz, którą go wkurwię.
- Sammy - uruchomiłem swój najbardziej zniewalający uśmiech 
- Co? - ożywiła się
- Poczekasz tutaj na mnie? Muszę się ogarnąć - 
- Jasne - przytaknęła opierając się o ścianę
Szybko wszedłem do łazienki i przemyłem twarz. 
Cholerna masa tortowa kleiła się i trochę czasu mi to zajęło.
Kiedy wreszcie doprowadziłem się do porządku, wyszedłem na korytarz, gdzie czekała na mnie siostra Juliet.
- Wreszcie - jęknęła
- Też się cieszę, że cię widzę - klepnąłem ją w tyłek na co lekko podskoczyła.
- Idziemy po coś do pica? - spytała
- Dużo dzisiaj już piłaś? - 
- Troooszeczkę - lekko się chwiała więc to nie było raczej 'troszeczkę'.
Kiedy weszliśmy do pokoju gdzie było trochę mniej ludzi, wreszcie zauważyłem Juliet. Tańczyła z jakimś kolesiem, który zdecydowanie nie był Ethanem.
Kurwa.
- Zatańczymy? - spytała Sam. Już chciałem odmówić kiedy zauważyłem, że Juliet się na mnie patrzy. Widząc, że ja przyłapałem, jeszcze bardziej przybliżyła się do tego chłopaka i zaczęła kręcić biodrami.
Ile oni wszyscy wypili?
Sam potrafię dużo wypić ale potrafię też powiedzieć stop.
- Jasne, czemu nie - pociągnąłem Sam niedaleko jej siostry i położyłem jej dłonie na biodrach. Dziewczyna od razu się do mnie przykleiła i zaczęła 'tańczyć'. 
Muzyka była tak głośna, że nie słyszałem jeśli cokolwiek do mnie mówiła, tym bardziej, że bylem zbyt zaabsorbowany zabijaniem się wzrokiem z Julie.
Po około 20 minutach tańca, Samantha poszła się napić i zniknęła gdzieś w tłumie.
Ja usiadłem na kanapie z czerwonym kubeczkiem w dłoni, w jakimś cichszym miejscu.
- Co to było? - zapytał jakiś głos
Odwróciłem się w stronę tej osoby.
Ethan pieprzony Wright.
- O co ci chodzi?-
- O Juliet - parsknął - tańczyłeś z Samanthą, a koleś, z którym tańczyła Juliet to mógł być ktoś od Drake'a i dobrze o tym wiesz.
- To gdzie ty byłeś w tym czasie? - warknąłem zirytowany
- Cały czas ją obserwowałem - mruknął 
- Jasne-
Pewnie był gdzieś z jakąś laską.
- Idź do niej - szturchnął mnie w ramię
- Po co? -
- Widzę, że na nią lecisz - poklepał mnie po plecach
- Jest tylko częścią tego całego gówna - powiedziałem, chociaż doskonale wiedziałem, że to nieprawda.
- Jasne, jasne - zabrał mi z reki mojego drinka - spadaj do niej
Posłałem mu tylko miażdżące spojrzenie i poszedłem w stronę, gdzie niedawno była Juliet.
Po drodze spotkałem Davida, który w jednej ręce  trzymał  kubek a drugą obejmował jakąś laskę.
- Pożyczę - zabrałem mu z ręki kubek i wypiłem jego zawartość.
Skrzywiłem się lekko i tylko pomachałem mojemu kumplowi, który pewnie i tak tego nie zauważył, bo zajął się pochłanianiem ust jego towarzyszki.
Kiedy wreszcie znalazłem Juliet, siedziała na blacie w kuchni i piła coś.
Coś czyli zapewne alkohol.
- Kto to zaszczycił mnie swoją obecnością - zaśmiała się kiedy usiadłem obok niej.
- Justin Bieber we własnej osobie - alkohol zaczął buzować w moich żyłach bo poczułem się jeszcze pewniej niż zazwyczaj.
Przyjrzałem sie jej dokładniej. Miała na sobie czarną, krótką sukienkę i czarne trampki. Wyglądała po prostu... dobra, lepiej nie dokończę.
W każdym razie mógłbym pieprzyć ją tutaj na blacie w kuchni mojego kumpla.
- Wszystkiego najlepszego - uśmiechnęła się, chyba pierwszy raz szczerze, od tych trzech tygodni odkąd się znamy.
- Tsaa, dzięki - wziąłem od niej kubek i upiłem łyka.
Wódka z sokiem ananasowym.
- Co jest? - przysunęła się bliżej
- Jak ci powiem to mnie znienawidzisz - powiedziałem
Kurwa. Jest tak blisko. Za blisko.
- Skąd wiesz, że już cię nienawidzę? - wzięła z powrotem swój kubek i wypiła do dna.
- Zatańczymy? -chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę, gdzie wszyscy tańczyli.
Nie zdążyłem nic powiedzieć bo pijana Julie zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła ruszać biodrami.
Pieprzyć to.
Położyłem jej ręce na tyłku i lekko ścisnąłem na co mruknęła zadowolona.
Co z tego, że to ani trochę nie przypominało tańca.
Co z tego, że oboje jesteśmy pijani.
Przyciągnąłem ją mocniej do siebie i przywarłem do jej szyi.
- Nie nienawidzę cię - usłyszałem jej głos tuż przy moim uchu.

______________________________________________________

hej hej :>
pojawiam się z nowym rozdziałem.
Nie wiem czy te blog będzie długo jeszcze istniał ale na pewno będę I see fire pisać dalej na wattpadzie >>klik<<