poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 8: 'Someone new'

Leżałam na łóżku i czytałam książkę, kiedy usłyszałam pukanie. Ale nie takie zwykłe pukanie do drzwi. Ktoś, raczej wiadomo kto, walił ręką w moje okno od pokoju.
Teraz rozumiem co Justin miał na myśli przez 'wpadnę do ciebie wieczorem'.
Kręcąc głową z rozbawienia, podeszłam do okna i otworzyłam je, wpuszczając chłopaka do środka.
- Cześć - przyciągnął mnie do siebie łącząc nasze usta
Zdecydowanie, mogę powiedzieć, że jego usta są idealne.
Sposób w jaki mnie całuje i dotyka...
Jest taki magiczny, taki inny...
- Hej - posłałam mu uśmiech, odrywając się od niego
- Ubieraj się - polecił - zabieram cię...
- Gdzie? - spytałam, zanim dokończył swoją wypowiedź
- Spokojnie - zaśmiał się cicho - pojedziesz ze mną na wyścigi
- CO?! - krzyknęłam zdziwiona - Przecież to jest niebezpieczne i wiesz co o tym myślę!
- Właśnie dlatego chcę cię tam zabrać - wyjaśnił spokojnie - żebyś zobaczyl jak to wygląda
- A-ale - chciałam zaprotestować, ale Justin zamknął mi usta kładąc na nich swój palec wskazujący
- Ciii - uciszył mnie - przebierz się
- Mam szlaban - przypomniałam
- Susan się nie zorientuje - zapewnił
- O-okej - westchnęłam zgadzając się
Jak się dowie to mnie zamorduje.
Może te całe wyścigi wcale nie są takie złe i niebezpieczne? Może to ja się mylę i oni jednak mją trochę rozumu w głowie żeby to w jakiś sposób zabezpieczyć.
Podeszłam do szafy i po chwili namysłu zdecydowałam się na ciemne jeansy i czarną bluzę z jakimś napisem.
Skierowałam się w stronę łazienki, a tuż za mna podążył Justin.
- A ty gdzie? - odwróciłam się w jego kierunku
- Odprowadzam cię do łazienki - uśmiechnął się szeroko
- Tam, siadaj - wskazałam na moje łóżko - i czekaj na mnie
- Ale dlaaaaczego? - jęknął niezadowolony
- Bo ja tak mówię - powiedziałam i zniknęłam za drzwiami łazienki
Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Nie wyglądałam aż tak źle, ale zdecydowanie mój makijaż wymagał poprawki.
Tylko dlaczego on to robi? Dlaczego chce zabrać mnie tam na te wyścigi i pokazać mi jak to wygląda?
Po dzisiejszych, już dwóch, pocałunkach, nie mam pojęcia kim dla siebie jesteśmy.
Przyjaciółmi?
Westchnęłam bezsilnie i  zaczęłam robić czarne kreski na moich powiekach. Nałożyłam jeszcze tusz na rzęsy i trochę podkładu na twarz i przebrałam się w przygotowane ubrania.
- Juliet! - usłyszałam ponaglający głos Justina
- Juz idę - wyszłam z łazienki, a chłopak od razu zlustrował mnie wzrokiem
- No, no - skomentował - ładnie wyglądasz - pokiwał głową z uznaniem
- Dzięki - zarumieniłam się lekko - idziemy? - spytałam zakładając moją granatową kurtkę na ramiona i białe air forcy na nogi
Tak więc, poszliśmy do jego samochodu. Zostawiłam w kuchni karteczkę dla Megan, że poszłam się przejść niedaleko domu, na wypadek gdyby wróciła wcześniej, choć zazwyczaj wracała z pracy w środku nocy.
Sam nie było w domu więc pewnie ona także wyszła z domu bez niczyjej wiedzy.
Wsiedliśmy do jego nowego samochodu i pojechalismy w nieznanym mi kierunku. Podczas jazdy nie rozmawialiśmy dużo tylko słuchaliśmy radia.
Ta cisza była nawet komfortowa, ponieważ pozwalała przemyśleć mi wydarzenia z dzisiejszego dnia.
Najpierw Bieber pokazał mi swój nowy dom i poinformował o wyjeździe oraz wyprowadzce za miasto, a następnie dwa razy mnie pocałował! Nie mam pojęcia co nim kieruje, ale nie miałam zamiaru tego przerywać. 
Jestem po prostu przyzwyczajona do relacji, w których nie ma uczuć.
Uczuć.
Tak naprawdę to nigdy nie byłam zakochana. Pewnie dlatego, że nie wytrzymałabym w związku dluższym niz kilka tygodni. Ale cóż... Każdy jest jaki jest.
Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, dokładnie przyjrzałam sie okolicy.
Byliśmy na jakimś odludziu, daleko od miasteczka.  Wszędzie były drzewa, tylko piaszczysta ścieżka wyznaczała trasę wyścigu, a w oddali widać było tłum ludzi.
Justin zaparkował auto w sporej odległości od miejsca zbiegowiska.
Tylko, że... Jesli zostawia samochod tutaj to czym zamierza się ścigać?
- Czym masz zamiar się ścigać? - spytałam, kiedy chłopak wysiadał z samochodu. Ja również wysiadłam, patrząc na niego wyczekująco.
- Motorem - oznajmił, podchodząc bliżej mnie
Cóż... Dlaczego mnie to nie dziwi?
- A gdzie jest twój motor? - zadałam kolejne pytanie
- David mi go przywiezie - odpowiedział, obejmując mnie jedną ręką w talii i prowadząc w stronę tłumu ludzi
- Serio? - prychnęłam - myślałam, że chociaż on jest normalny
- To znaczy, że ja jestem nienormalny? - Justin zaśmiał się z mojej wypowiedzi
- Tak trochę - wzruszyłam ramionami
Chłopak tylko parsknął śmiechem, nie odzywając sie już, bo właśnie dotarliśmy na miejsce.
Przy wielkiej taśmie z napisem 'start' tłoczyło sie pełno starszych od nas facetów, którzy przystawiali się do dziewczyn mniej więcej w moim wieku. Właściwie 'przystwiali' to niewłaściwe słowo, bo te laski same pozwalały im się obmacywać, a w dodatku paradowały w skąpych strojach, kiedy na dworze były zaledwie 4 stopnie. Widocznie nie miały za grosz szacunku dla własnego ciala.
W tłumie wypatrzyłam jeszcze kilka znajomych twarzy. Jednak nie znałam tych osób na tyle, aby podejść do nich i pogadać.  Kiedyś nie miałabym problemu, aby podejść do obcych osób ze szkoły i nawiązać rozmowę.
Kiedyś...
Kiedyś, to ja zachowywałam się podobnie jak te dziewczyny z kolesiami na motorach. Tylko, że teraz nie znała mnie cała szkoła, i nie byłam najpopularniejszą dziewczyną w okolicy. Od przyjazdu do Stratford miałam tylko nieliczną grupkę osób, z którymi rozmawiałam.
Po tej przeprowadzce wyciągnęłam już pierwszy wniosek, a mianowicie tam, w Londynie, wcale nie byłam tak lubiana jak mi się wydawało. Ludzie zadawali się ze mną tylko dlatego, że miałam pieniądze i robiłam to co oni, a z tych wszystkich 'przyjaciół' zostali tylko John i Tessa.
A teraz? Teraz zadaję się tylko z kilkorgiem osób między innymi z Justinem i Davidem. 
Razem z Justinem szliśmy w kierunku jakichś garaży, w ktorych zapewne znajdowały się motory uczestników wyścigu. Zastanawiałam się jak dużo osob ma zamiar dzisiaj się scigać i postanowiłam zapytać o to Biebera.
- Ile osob będzie się ścigać? - spytałam spoglądając na niego. Jednak, chyba nie usłyszał mojego pytania, ponieważ uważnie wpatrywał się w jakiś punkt po naszej prawej stronie. Kiedy podążyłam za jego wzrokiem nie zauważyłam nic szczególnego tylko kolejną grupę osób, a właściwie mężczyzn. Jednak jeden z nich przykuł moją uwagę, gdyż intensywnie się we mnie wpatrywał. Był wysoki i miał blond włosy, a także lekki zarost na twarzy. Kiedy zauważył moje spojrzenie tylko mrugnął do mnie złośliwie i odwrócił wzrok.
- Mowilaś coś? - Bieber ocknął się ze swojego transu
Czy on także wpatrywał się w tego mężczyznę? Kim on jest?
- Kim był ten facet, na którego się patrzyłeś? - wypaliłam
- Wydawało mi się, że zadałaś mi inne pytanie - wymamrotał lekko zirytowany, zabierając swoja rękę z mojej talii
- Kim on był? - spytałam niezrażona jego niechęcią do odpowiedzi
- Znajomy - wzruszył ramionami
Chciałam wypytać go dokładniej, ale właśnie zatrzymaliśmy się przed jednym z wejść na teren garaży.
- Ona nie może wejść - oświadczył mężczyzna, który pilnował przejścia
- Jest ze mną - warknął Justin
- Gówno mnie to obchodzi, Bieber - postawny mężczyzna zignorował protest mojego towarzysza - zasady to zasady
- Ona wchodzi ze mną - wycedził wyraźnie wkurwiony
- Justin - chwyciłam go za ramię - w porządku poczekam tutaj
- Juliet - powiedział ostrzegawczo, nie chcąc abym się mu sprzeciwiała
- Proszę cię nie rób problemów - westchnęłam
- Dobra - poddał się - ale masz się stąd nie ruszać i z nikim nie rozmawiać - ostrzegł
- Jasne - przytaknęłam
- Wracam za chwilę - oznajmił i zniknąl w wejściu do jednego z garaży
Odeszłam kawałek od ochroniarza, który posyłał mi dziwne spojrzenia i stanęłam przy pobliskim drzewie. Nie uśmiechało mi się stanie tutaj samej, chociażby przez tę chwilę, w której Justin poszedł do Davida po motor. Po prostu panowała tutaj nieprzyjemna atmosfera i ci ludzie... Wchodzili i wychodzili i wychodzili z motorami.
I rzucali mi przy tym spojrzenia, jakby chcieli rozebrać mnie wzrokiem. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
Wyciągnęłam swój telefon, aby sprawdzić godzinę, ale nagle poczułam czyjąś obecność przed sobą. Podniosłam wzrok, a nade mną stał ten blondyn, który mi się przyglądał.

Rozdział 7: 'New Experiences'

*Juliet pov*
- Siema stary! - ktoś wszedł do pomieszczenia, a my z Justinem odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
- Kurwa - syknął Justin idąc w stronę, jakichś drzwi, nie zwracając uwagi na przybyłego gościa, którym okazał się nie kto inny jak David.
- Julie - wyciągnął w moją stronę ramiona, chcąc mnie przytulić. Podeszłam więc do 
Davida i mocno go przytuliłam.
- Jak tam? - spytał prowadząc mnie do jakiegoś pomieszczenia.
- Co to za dom? - spytałam nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości
- Dom Justina - wyjaśnił
- To nie mieszka już z mamą? - zdziwiłam się
- Ma zamiar przeprowadzić się tutaj w najbliższym czasie - odparł Williams - góra jest jeszcze w remoncie
Weszliśmy do przestronnej kuchni, urządzonej w nowoczesny sposób. Brązowo-białe blaty bardzo ładnie komponowały się z biało-czarnymi panelami. Na środku stała wyspa, przy której ustawione były brązowe krzesła. 
- Kurde - przypomniałam sobie o tym, że za chwilę powinnam być w domu. Była godzina 15:30 a Susan wraca z pracy chwilę po 16.
- Możesz zawołać Justina - poprosiłam Davida, który właśnie otwierał sobie piwo.
- Jasne - przytaknął i wyszedł z kuchni, na poszukiwania Biebera.
Zastanawiałam się dlaczego Justin chce wyprowadzić się z domu swojej matki. Może chce bardziej się usamodzielnić, a może ma inne,swoje, powody, o których woli nie mówić?
- Stało się coś? - brązowooki wszedł do pomieszczenia. 
- Możesz odwieść mnie do domu, bo zaraz wróci Susan, a ja już powinnam być w domu, bo mam szlaban - wyjaśniłam
- Jasne, chodź - chwycił mnie za rękę i wyprowadził na zewnątrz.
Trzymając jego dłoń czułam się inaczej. Tak bardziej przepełniona, jakimś nieznanym mi uczuciem, które dawało cholernego kopa.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Muszę ci coś powiedzieć - oznajmił chłopak
- Tak? - 
- Muszę wyjechać na parę dni - 
Musi.. CO?
- Jak to wyjechać? Kiedy? Gdzie? Na jak długo? - zaczęłam zasypywać go pytaniami.
Nie chciałam żeby wyjeżdżał,,,
- Spokojnie, Juliet - zaśmiał się cicho - pojutrze, jak już oficjalnie wyprowadzę się z domu.
- Na jak długo? - spytałam czując wielką gulę w gardle
- Tydzień, może dłużej - odparł
- Gdzie? -
- Do Londynu -
- Po co? -
- Nie mogę ci powiedzieć-
- Justin -
- To dla twojego dobra, skarbie - mruknął - chciałbym ci powiedzieć ale nie mogę -
Tak po prostu mówi mi, że wyjeżdża.. Nie ma między nami nic poza jakąś cholerną znajomością, której nie rozumiem, ale nie chcę żeby stąd wyjeżdżał i mnie zostawiał.
Co z tego, że to tylko tydzień.
Jedzie do mojego kochanego miasta, do Londynu i nie może powiedzieć mi dlaczego.
No, ja pierdolę.
Podczas dalszej jazdy nie odzywaliśmy się do siebie. Nie była to krępująca cisz. To była raczej taki rodzaj milczenia, kiedy jedna osoba, pozwala drugiej, w spokoju, przemyśleć, jakieś rzeczy.
Tak właśnie, Justin dał mi do przemyślenia swój nagły wyjazd do Londynu.
Wreszcie zatrzymaliśmy się przed moim tymczasowym domem. Susan jeszcze nie było, ponieważ na podjeździe nie było jej cadillaca.
Wysiadłam z auta i oparłam się o drzwi. Dokonale wiedziałam, że Justin zaraz pojawi się na przeciwko mnie. I tak się stało.
- Julie... Ja naprawdę muszę wyjechać - objął mnie w pasie, delikatnie przyciągając do siebie - i nie chcę cię tutaj zostawiac chociażby na ten pieprzony tydzień, ale muszę. -
- Czemu nie możesz mi powiedzieć? - podniosłam wzrok wprost w jego brązowe tęczówki, które intensywnie się we mnie wpatrywały.
- To są bardzo skomplikowane sprawy - mruknął
- Coś gorszego niż nielegalne wyścigi samochodowe, prawda? -
- Tak, Julie - przyznał niechętnie - ale nie chcę żebyś odsunęła się ode mnie, kiedy z każdą chwilą będziesz poznawać coraz to gorsze części mojego życia -
- Nie odsunę się od ciebie, Justin - pociągnęłam nosem - nie potrafiłabym, nie teraz kiedy... -
- Kiedy co? -
- Nieważne - westchnęłam
Sama nie wiem o co dokładnie i chodzi. Będąc przy nim całe moje życie stawało się inne. Bardziej kolorowe, przepełnione czymś nowym. Nowymi doznaniami i uczuciami.
Chcę żeby był przy mnie i zajmował każdą możliwą cząstkę mojego życia.
Wiem, że decydując się na zawieranie jakichkolwiek relacji z Justinem, bardzo dużo ryzykuję.
Jego życie nie jest usłane jakimiś różami. Wiem, że nie kupiłby mi kwiatów, ani nie zabrałby mnie ze sobą, żebyśmy oglądali romantyczny zachód słońca. Jest wiele rzeczy, których nie mógłby mi dać.
Ale wiem, że jest też dobrym człowiekiem. Mimo tego, jakie jest jego życie, Justin ma dobre serce. 
- Co się dzieje? - dopytywał
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami - boję się - 
- Czego? -
- Wszystkiego co jest związane z tobą - spuściłam wzrok
- Julie - podniósł moją brodę do góry, tak abym na niego spojrzała.
- Co? - 
-  Nie pozwolę, żeby moje życie zrujnowało twoje - powiedział dobitnie rozumiesz? Nie pozwolę na to -
Spojrzałam na niego. Miał rozczochrane włosy, w których błąkały się płatki śniegu. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczął padać śnieg.
Brązowe oczy Justina wpatrywały się we mnie emanując spokojem i obietnicą. Obietnicą, że zawsze będzie tutaj, obok mnie. Że będę mogła na niego liczyć w każdej sytuacji, że mi pomoże.
A jego usta...Lekko rozchylone wargi, aż zachęcały, aby je pocałować. 
Chcesz tego Juliet.
Wpatrywaliśmy się w siebie, jakby rozważając czy zrobić to czy nie.
Przysunęłam się bliżej niego, a Bieber widząc moje przyzwolenie, gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze wargi w długim pocałunku.
To nie był taki pocałunek, jakie do tej pory przeżyłam.
Ten był inny. Przepełniony bólem, obietnicą i co najważniejsze uczuciem.
Uczuciem, którego oboje nie znamy.
Uczuciem, którego oboje się boimy.
Zaangażowanie i oddanie się jest potwornie ryzykowne.
Czasami jednak wart spróbować.
Wreszcie kiedy oderwaliśmy się od siebie, oboje lekko dyszeliśmy. Justin oparł swoje czoło o moje i jeszcze raz musnął moje usta, szeroko się uśmiechając.
- Leć do domu, bo twoja ciotka zaraz wróci - lekko klepnął mnie w tyłek
- Juuuustin - jęknęłam niechętnie
- Wpadnę do ciebie wieczorem - powiedział tylko i całując moje czoło wsiadł do samochodu. Kiedy jego samochód zniknął z pola widzenia, weszłam do pustego domu.
Sam widocznie była jeszcze w szkole, albo gdzieś poszła. Megan wraca wieczorem, a Susan zaraz będzie.
Rozebrałam się i zrobiłam sobie cieple kakao.
Nie mogłam przestać myśleć o jego ustach, jego oczach, jego... jego wszystkim. O całym Justinie.
Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje i co się teraz stanie, ale zaczynam dostrzegać pozytywne strony mojego przyjazdu do Stratford.
Kiedy Susan weszła do domu, przyjrzała mi się podejrzliwie.
- Jesteś w domu? - zdziwiła się
- A nie widać? - uśmiechnęłam się wkładając pusty kubek do zmywarki.
- Gdzie Samantha? - spytała nalewając sobie wody do szklanki
- Nie wiem, chyba w szkole jeszcze - wzruszyłam ramionami nie mając zielonego pojęcia gdzie jest moja siostra.
- Skończyła lekcje godzinę przed tobą - powiedziała wyciągając telefon i zapewne dzwoniąc do Sam. Jednak w tej samej chwili do domu weszła zdyszana Samantha. Pewnie biegła, żeby zdążyć przed ciotką, ale niestety nie udało się jej to.
- Gdzie byłaś? - spytała Susan odkładając telefon i patrząc na nią ze złością
- W szkole - prychnęła ściągając buty i kurtkę.
- Skończyłaś lekcje dwie godziny temu - zauważyła
- Chciałam pouczyć się z koleżanką do sprawdzianu, w bibliotece -
Wiedziałam, że kłamała. Za dobrze ją znam. Pewnie była gdzieś ze swoimi znajomymi, czyli ze znajomymi Justina, z którymi on spędzał ostatnio bardzo mało czasu.
Ciotka jednak najwidoczniej uwierzyła Sam, bo nie drążyła tematu, tylko kazała nam zamówić sobie pizzę na kolację, bo ona musi zaraz wyjść. Miała jakiegoś ważnego klienta, dla którego projektowała ubrania. 
- Ale nie ma żadnego wychodzenia - zastrzegła - Megan będzie późno wieczorem -
Kiedy wreszcie sobie poszła, poleciałam do góry, mając zamiar pogadać na skypie z Tessą.
Zalogowałam się na swoje konto i połączyłam się z przyjaciółką.
- JULIE! - krzyknęła uradowana blondynka 
- Hej Tess - uśmiechnęłam się szeroko na widok przyjaciółki
- Opowiadaj co u ciebie - 
- Poznałam kogoś - przyznałam. czując jak na policzki wychodzą mi rumieńce.
- O MÓJ BOŻE - kolejny raz się wydarła - JULIET MARGARET COLLINS TY SIĘ RUMIENISZ
-Thereso Elizabeth Parker  przymknij mordę bo przysięgam, że pół Londynu cię słyszało debilko - parsknęłam śmiechem widząc jej minę, która była nie do opisania.
- Opowiadaj Julie... Kto to? Jak ma na imię? Ile ma lat? Całowaliście się już? Czy poszliście na całość? - zasypała mnie masą pytań. Czasami nie mogłam ogarnąć jej potoku słów.
- Uspokój się padalcu - mruknęłam - ma na imię Justin, ma 19 lat, i całowaliśmy się jakieś dwie godziny temu - uśmiechnęłam się na wspomnienie jego ust na moich.
'Your lips on my lips'*
- Czyżby Julie się zakochała? - 
- Dałna masz idiotko - 
Czy ja się zakochałam?
Może to trochę za wcześnie, aby mówić o zakochaniu?
A może jednak nie?
CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE? 
*******
*'Your lips on my lips' - teks piosenki Justina 'Mistletoe', nie mogłam się powstrzymać :)

Rozdział 6: 'Yes, I'm worried'

*Juliet pov*
Weszłam do szkoły w bojowym nastroju. Kłótnia z ciotką Susan i brak jakiegokolwiek odezwu od Justina, totalnie mnie dobiły. 
Jedyne pocieszenie jest takie, że Samantha też dostała szlaban, ale za to, że wróciła do domu totalnie nawalona. 
Podeszłam do swojej szafki przy, której stal Ethan.
- Cześć - rzuciłam w jego stronę otwierając szafkę
- Coś nie w humorku jesteśmy - zaśmiał się
- Spierdalaj - warknęłam, nie mając ochoty słuchać jak się ze mnie nabija.
- Ej... Co jest? - wzięłam potrzebne książki i odwróciłam się w stronę Wright'a.
- Nic - wzruszyłam ramionami - mam szlaban do końca życia i Justin się nie... - 
Fuck.. On nie musi wiedzieć.
- Czekaj... Czekaj... - wpatrywał się we mnie uważnie - Justin? I dlaczego masz szlaban?
- Bo nie wróciłam na noc do domu - mruknęłam
- I byłaś u Justina - westchnął 
- I co z tego? - prychnęłam - mogę robić co chcę -
- Czyli mam rozumieć, że spałaś z nim i teraz on się nie odzywa? - 
- Co? Nie! - krzyknęłam, trochę za głośno, bo parę osób dookoła, spojrzało się dziwnie...
- Czyli byłaś u niego w nocy, ale nie uprawialiście seksu? - zaczął się śmiać
- Co cie tak śmieszy? - przymrużyłam oczy
- Bo to do niego nie podobne - wzruszył ramionami
- Kretyn - parsknęłam idąc w stronę sali, w której mam pierwszą lekcję, czyli angielski.
Super... Chociaż spotkam Justina. Mamy razem angielski, historię i wychowanie seksualne...
Oh.. Jak romantycznie..
Ethan pewnie już na swoje lekcje i spotkam go dopiero na kolejnych zajęciach. 
Wchodząc do sali, szybko zajęłam miejsce w jednej z niewielu pozostałych wolnych ławek. Prawie wszyscy byli już w klasie.
Lilly, która siedziała z przodu, pomachała mi przyjaźnie i z powrotem zajęła się przygotowywaniem do lekcji. 
Równo z dzwonkiem do klasy weszła pani Richardson i zaczęła prowadzić lekcję.
Cały czas zerkałam na drzwi, zastanawiając się kiedy Justin wejdzie do klasy.
W ogóle nie mogłam się skupić, więc postanowiłam, że napiszę do niego:
Ja: Będziesz dzisiaj w szkole?
Odpisał od razu:
Justin: Chyba nie
Ja: Czemu?:(
Justin: Muszę załatwić parę spraw
Ja: Oh... Oki
Justin: Przyjadę po Ciebie do szkoły, ok?
Kiedy przeczytałam ostatnią wiadomość, od razu się uśmiechnęłam. Przyjedzie! Yeeep.
Ja: Okej x
Justin: Co teraz robisz? 
Ja: Angielski:/
Justin: Odpiszę od Ciebie lekcje :D
Ja: Hahahha zabawne :3
Justin: Muszę lecieć
Ta krótka konwersacja z Bieberem, lekko podniosla mnie na duchu. 
Nie jestem pewna jakie relacje nas łączą.
Nie jest to żadna miłość, czy jakieś inne bzdety. 
To chyba tylko zwykła, platoniczna znajomość.
Taaak... Chyba tak.
Tak, prawdę mówiąc, to nigdy nie byłam w poważnym związku. Takim, w którym trzeba być wiernym drugiej osobie. miałam kilku chłopaków. Za 'najpoważniejszego' można uznać Johna. Nigdy oficjalnie nie byliśmy razem, więc nie mogę nazwać go moim 'byłym'. Zaczęło się od seksu a skończyło na przyjaźni. Johnny jest jedną z niewielu osób, którym mogę zaufać i nie wiem co bym bez niego zrobiła. 
Nawet Tessa nigdy nie byłam mi tak bliska jak on, mimo, że znamy się od podstawówki.
Kolejne lekcje dłużyły się niemiłosiernie i ledwo mogłam usiedzieć w miejscu. 
Na ostatniej lekcji, co chwilę zerkałam na telefon, sprawdzając godzinę, aż w końcu Ethan zaczął mnie przedrzeźniać.
- Wal się idioto - szturchnęłam go w ramię.
Mieliśmy francuski, i siedzieliśmy w ostatniej ławce.
Nagle poczułam wibracje, które oznaczały nową wiadomość. Zanim zdążyłam sięgnąć po telefon, Ethan już odczytywał treść.
- Czekam już przed szkołą - przeczytał na głos - od Justina - 
- Oddaj mi to - chciałam wyrwać mu mojego iphona, ale ten kretyn nie chciał mi go oddać.
- Collins, Wright uspokójcie się tam, bo zatrzymam was po lekcajch - upomniał nas pan Pierre - Silence se il vous plaît*
- Désolé, monsieur* - odpowiedzieliśmy równocześnie,
Do końca lekcji musiałam odpowiadać na pytania pana Pierre, który stwierdził, że to dobry pomysł aby mnie uspokoić.
Kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek kończący ostatnią lekcję, zerwałam się z krzesła, wyrywając Ethanowi mój telefon z ręki. Nawet się z nim nie pożegnałam tylko wyleciałam z klasy jak strzała wpadając po drodze na Nicka.
- Spokojnie Juliet - wydusił kiedy zaczęłam go przepraszać za swoją nieuwagę - jeszcze żyję -
- Serio, nie chciałam Nick - lekko zdyszana wystukałam wiadomość do Biebera, że zaraz będę.
- Gdzie tak się śpieszysz? - spytał, uśmiechając się
- Znajomy na mnie czeka - 
Nie chciałam mu mówić, że czeka na mnie Justin Bieber, bo zapewne nie obyłoby się bez zbędnych pytań.
- To cię nie zatrzymuję pomachał mi i odszedł w swoją stronę.
Wreszcie wyszłam z tej cholernej szkoły i rozejrzałam się po wielkim parkingu przed szkołą. Wreszcie wypatrzyłam Justina, który opierał się o jakiś czarny, sportowy samochód. Niewiele myśląc, podeszłam do niego.
-Fajne auto - zauważyłam. Nie ma wcale tak dalekiej drogi z domu do szkoły żeby jechać autobusem.
- Dzięki - uśmiechnął się. Miał na sobie granatową kurtkę, czarne spodnie i białe supry. Jego włosy jak zwykle były idealnie postawione do góry, a na ustach miał ten cwany uśmieszek.
- Skąd je masz? - uniosłam pytająco brwi
- Wygrałem - wzruszył ramionami, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera - wsiadaj 
Bez zbędnych pytań władowałam się do środka. Po krótkiej chwili Justin pojawił się obok mnie.
- Gdzie wygrałeś? - zaciekawiłam się... Mam nadzieję, że nie jest jakimś hazardzistą, który całą swoją kasę wydaje w kasynie.
- Na wyścigach - odpowiedział odpalając auto
- Jakich wyścigach? - przymrużyłam oczy
- Samochodowych - 
- JEŹDZISZ W WYŚCIGACH SAMOCHODOWYCH?! - wrzasnęłam
- Tak Juliet, jeżdżę w wyścigach samochodowych - powiedział spokojnie, prowadząc pojazd.
Postanowiłam, że nie będę się do niego odzywać i siedziałam cicho w fotelu. Byłam ciekawa gdzie jedziemy, ale całą siłą woli powstrzymywałam się żeby nie spytać go o cel naszej jazdy. Zresztą i tak by mi nie powiedział.
Kiedy wreszcie chłopak zatrzymał samochód, znajdowaliśmy się na obrzeżach miasta, na podjeździe jakiegoś piętrowego domku jednorodzinnego. Z zewnątrz był biały, miał niewielki balkon i duży ogród.
- Wysiadasz? - chłopak otworzył mi drzwi. Nawet nie zauważyłam kiedy Bieber wysiadł z samochodu.
Chcąc, nie chcąc stanęłam na żwirowym podjeździe, ostentacyjnie ignorując Justina.
Podążyłam za nim do wnętrza domu. W środku był wspaniale urządzony i sprawiał wrażenie przytulnego.
- Czemu się nie odzywasz? - ramiona Justina oplotły od tyłu moją talię
- Bo już cię nie lubię - mruknęłam
- Uważaj, bo uwierzę - wyszeptał wprost do mojego ucha - jesteś zła? -
- Tak - przyznałam
- Dlaczego? -
- Wiesz jakie te wyścigi są niebezpieczne? Jakbyś się zabił i wylądował w szpitalu i jakbyś się połamał? - wyrzuciłam z siebie
- Martwisz się o mnie? - spytał, odwracając mnie ku sobie. Jego twarz znajdowała się teraz naprzeciw mnie,a jego oczy wpatrywały się we mnie intensywnie.
- Tak, martwię się - przyznałam spuszczając wzrok
- Julie... - wyszeptał
Był tak cholernie blisko.

*Silence se il vous plaît - fr. proszę o ciszę
*Désolé, monsieur - fr. przepraszam, proszę pana

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 5: 'Like Troy and Gabriela'

*Juliet pov*
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Nie miałam sił, aby otworzyć oczy.
Jak to mówią... kac morderca nie ma serca.
W końcu, z wielkim trudem, otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.
Ale... Chwila, chwila... To nie było moje łóżko, ani mój pokój...
Spojrzałam na siebie.
Ani moje ubrania.
Miałam na sobie jakąś rozciągniętą, męską koszulkę.
Próbowałam zignorować ból głowy, podniosłam się na łokciach.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Ciemnofioletowe ściany kontrastujące z jasnym, kremowymi meblami.
Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
Przestraszona, skuliłam się w kłębek, gotowa do krzyku.
Co jeśli to jakiś morderca albo pedofil?
- Wiem, że nie śpisz - męski głos..
Ejejej, ja znam ten głos.
Powoli, żeby ból głowy nie był tak dokuczliwy, odwróciłam się i kogo zobaczyłam? 
Justina Biebera we własnej osobie.
Nie bardzo pamiętałam wczorajszą imprezę u Davida... Mam tylko jakieś przebłyski co się działo...
Tańczyłam z Justinem, to wiem na pewno. A co dalej?
- Cześć śpiąca królewno - uśmiechnął się delikatnie
CZY TEN FACET NIE MA KACA CZY MA GŁOWĘ ZE STALI?
- Sam jesteś śpiąca królewna - prychnęłam, nie mając na nic siły...
Moja głowa...
- Weź tabletki - Bieber jakby czytał mi w myślach, podał mi tabletki i wodę.
-Skąd mam wiedzieć, że to nie są narkotyki? - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie
- Jaki miałbym mieć cel w podawaniu ci narkotyków? - zakpił - jakbym chciał to dałbym ci wczoraj THC i po sprawie
- Zabawny jesteś - mruknęłam biorąc od niego tabletki
Szybko je połknęłam i opadłam z powrotem na poduszki.
CO JA POWIEM SABINE?
- Co ja powiem mojej ciotce? - niech on coś wymyśli
- Wiesz... - uśmiechnął się szelmowsko - mogłaś zostać uprowadzona przeze mnie, albo jakąś grupę pedofili, a pierwsze o co pytasz to co powiesz ciotce?-
W sumie racja... Może wcale nie jestem w domu Justina, tak jak myślałam, tylko to jakiś pokój za miastem, w upiornym hotelu.
I może Bieber wcale nie jest miłym chłopcem, tylko jakimś pieprzonym pedofilem, mordercą albo złodziejem.
CHOLERA JASNA.
Szybko podniosłam się na nogi.
Ból głowy powoli mijał, lecz wciąż był odczuwalny.
Stanęłam wyprostowana, próbując jakoś zasłonić swoje nogi, ponieważ koszulka (Justina albo jakiegoś jego pedofila-wspólnika), sięgała mi zaledwie do połowy ud.
- Spokojnie, Juls - chłopak zaśmiał się i podszedł bliżej mnie - jesteś u mnie w domu i nie jestem pedofilem ani nic w tym stylu -
UFFFFFFFF...
Nie żebym myślała inaczej...
Ja tylko się zgrywałam...
TAK, WŁAŚNIE TAK.
- Jak ja tutaj trafiłam? -
- Jak znalazłem cię u Davida byłaś już zalana, a potem tylko tańczyliśmy i tak dalej - odpowiedział przyglądając się mi uważnie
- POTEM CO? - krzyknęłam i od razu tego pożałowałam.
Ałć.
Ale przecież ja, nie... Ja nie mogłam z Justinem..
Nie.
Nie.
Nie.
Z tym kurewsko irytującym, wkurzającym, wiecznie gadającym od rzeczy kretynem, który jest też nieziemsko przystojny i...
Dobra Juliet, stul pysk.
Nic z tych rzeczy, wyluzuj - wzruszył ramionami
- Ugh... - 
- Twoje ciuchy są tam - wskazał na stertę ubrań, starannie złożonych na fotelu.
- Dzięki - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Luz... Drzwi po lewej to łazienka. Ogarnij sie i zejdź na dół na śniadanie-
- Mieszkasz tu sam? - zdziwiłam się
-Nie - zaśmiał się - z mamą, bratem i siostrą -
- I gdzie oni są? -
- Coś ty taka podejrzliwa? - skierował się do drzwi
- Może ich trzymasz w piwnicy -
- Juliet - jęknął - masz zbyt bujną wyobraźnię -
- Oczywiście - niech sobie gada co chce. Po nim można się wszystkiego spodziewać.
-  Mama jest w pracy a Jaxon i Jazmyn u babci jak co weekend - oznajmił i kręcąc głową z rozbawienia, wyszedł z pokoju.
Westchnęłam i udałam się do łazienki, biorąc po drodze moje ubrania.
Ktoś staranie je wyprał (wszystkie!!) i wyprasował.
Ból głowy już prawie minął więc w bojowym nastroju weszłam pod prysznic.
Czując na swoim ciele ciepłą wodę uspokoiłam się trochę.
Tak jakby ta woda zmywała ze mnie wszystko co jest mi niepotrzebne.
Wzięłam pierwszy lepszy płyn pod prysznic i umyłam się dokładnie.
Kiedy już opatulona w ręcznik, suszyłam włosy, ktoś (raczej wiadomo kto) zapukał do drzwi.
- Collins - Justin bombardował biedne, drewniane drzwi - utopiłaś się tam czy co?-
- Daj mi wysuszyć włosy, dupku - odkrzyknęłam nie słuchając tego co dalej biadolił.
Kiedy wreszcie założyłam swoją czarną sukienkę i związałam włosy w lekkiego kucyka, udałam się do kuchni, gdzie Justin stał do mnie tyłem.
Miał na sobie nisko opuszczone szare dresy i białą koszulkę, która uwydatniała jego boskie mięśnie.
DLACZEGO DO CHOLERY PATRZYSZ SIĘ A JEGO MIĘŚNIE? wydarł się głos w mojej głowie.
- Julie, wiem, że się na mnie gapisz - odezwał się z rozbawieniem w głosie 
- Wcale nie na ciebie - prychnęłam, opierając się o blat.
- To na co? - podszedł do mnie i położył swoje ręce na blacie bo obu moich stronach.
- Na.. Hmmm.. No.. Naa.. - próbowałam wymyślić jakąś sensowną odpowiedź
- Wiem, że jestem cudowny - szepnął wprost do mojego ucha.
Poczułam ciarki na całym ciele... Ale nie te złe, raczej te przyjemne.
- Chciałbyś - odepchnęłam go od siebie - Odwieź mnie do domu - zarządziłam biorąc od niego kanapkę.
- Może tak 'proszę'? - zasugerował sugestywnie.
- Proszę - powiedziałam od niechcenia.
- Co za entuzjazm - zakpił
- Tonie ty Bieber dostaniesz zaraz szlaban do końca swojego życia - jęknęłam.
Próbowałam jakoś mentalnie przygotować się na rozmowę z Sabine.
Ale jak mam jej wytłumaczyć, że po imprezie, nie wróciłam do domu?
Mogłabym powiedzieć, że nocowałam u koleżanki, ale jedyną dziewczyną z jaką mam jakiekolwiek dobre relacje, jest Lilly, której nie było tam i wątpię w to, aby chciała mnie kryć.
Co do znajomości w Stratford... To Samantha tym razem 'błyszczy' w szkole. Zaczęła zadawać się ze znajomymi Justina, czyli tej 'super paczki'. Trzyma się z dwiema bliźniaczkami- Riley i Ashley, które są chodzącymi,jakby to powiedziedzieć... 
Są jak Sharpey z High School Musical. Z ogromnym ego, kasą i popularnością.
A ja jestem jak Gabriela. Nowa dziewczyna w szkole, z którą rozmawia Troy, na którego lei\ci Sharpey.
Oczywiście Troyem tutaj jest Justin.
Szkoda tylko, że nie uczę się tak dobrze jak Gabriela. Moje oceny nie są najgorsze, ale mogłyby byc lepsze.
A co do High School Musical, to może niekoniecznie między Gabrielą i Troyem, musi coś być.
Dobra... Koniec.
- To jedziemy? - Justin- Troy, zmaterializował się obok mnie, wymachując mi przed twarzą, kluczykami do samochodu.
Ale w sumie to ja jestem ładniejsza od Gabrieli...
Tak, jednak zostało mi coś z tego pustaka z Londynu.
Ale nie jestem tą samą Juliet Collins, którą byłam miesiąc temu, w Londynie.
Teraz nie jestem chamską księżniczką szkoły, tylko jakąś dziewczyną z boku, która nie ma najfajniejszego chłopaka i przyjaciół.
Ale kasę mam nadal, i nadal mam zamiar ją wydawać.
Taa, wiem, że jestem materialistką.
ALE PEWNE RZECZY SIĘ NIE ZMIENIAJĄ jak mówił Gregorio z Violetty.
Zastanawiam się tylko co ja za seriale oglądam.
Może Violett nie oglądam, ale moja kuzynka miała obsesję na jej punkcie i musiałam oglądać z nią cały pierwszy sezon więc jestem zorientowana w akcji.
AL za to uwielbiałam High School Musical.
Teraz kocham Glee, Fucking it, Catfish, Buffy i Plotkarę.
Typowa nastolatka.
- Halo Collins, tu ziemia - siedziałam w samochodzie Justina, który coś do mnie mówił.
Tylko, że ja jak zwykle go nie słuchałam.
- CO? - burknęłam
- Pytałem ci się czy wszystko w porządku? -
- Jasne, jest okej - przytaknęłam
Bo chyba jest okej?
- Jesteśmy prawie pod twoim domem - zagaił
Po jakichś 3 minutach zatrzymaliśmy się na podjeździe przed domem ciotki Susan.
- To... - nie wiedziałam co powiedzieć - do zobaczenia w poniedziałek i dzięki za wszystko - powiedziałam niepewnie
- Spoko - Bieber pochylił się i musnął wargami mój rozgrzany policzek - do jutra
Lekko zarumieniona przekroczyłam próg domu i od razu zostałam zaatakowana przez Susan.
- Gdzie ty byłaś, dziecko? Wiesz jak się martwiłam? Mogłaś chociaż zadzwonić i powiedzieć gdzie jesteś i co se dzieje - zaczęła swój wykład/
- Przepraszam Susan, wczoraj do późna byłam na tej imprezie i nie zorientowałam się kiedy padłam ze zmęczenia - starałam się wymyślić coś bardziej wiarygodnego ale nie wychodziło mi to za dobrze.
- Albo upojenia - warknęła - masz szlaban na jakiekolwiek imprezy i po szkole masz wracać do domu, do odwołania - 
- Ale... - chciałam zaprotestować
- Karty kredytowe wszystkie masz mi oddać - kontynuowała 
- To nie.. -
-Lepiej bądź cicho i idź na górę o zabiorę ci jeszcze telefon i laptopa - 
Zajebiście, po prostu zajebiście.